Organizacje rolnicze: UE nie dba o rynek wewnętrzny

Europejskie izby i związki rolnicze są zaniepokojone napływem żywności spoza UE. Produkcja na kontynencie i tak przekracza zapotrzebowanie, a Bruksela – w ocenie rolników – robi zbyt mało, by chronić rynek wewnętrzny. Coraz częściej pojawiają się również zaskakujące sytuacje kryzysowe, których konsekwencje są niewspółmierne do przyczyn. Przykładem mogą być embarga, które sparaliżowały ostatnio polskich producentów wieprzowiny. Czy europejski rynek produkcji żywności będzie jeszcze stabilny?

Organizacje rolnicze: UE nie dba o rynek wewnętrzny
Prezes Izby Rolniczej w Opolu Herbert Czaja jest zaniepokojony importem żywności, którą Europa jest w stanie wyprodukować nawet z nadwyżką. - Każdy postrzegał Europę jako wspólny rynek, który będzie się bronił i wspierał, a teraz Bruksela realizuje inne cele, podpisując inne umowy ze światem. Jako poducenci zaczynamy tracić a nie zyskiwać. Unijny cel się zmienił i właściwie nie wiadomo, kto go zmienia. Media stwierdzają, że ludzi przybywa i będzie potrzeba więcej żywności. To były dobre informacje dla każdego rolnika, zachęcające do inwestycji. Tymczasem okazuje się, że jesteśmy przez umowy międzykontynentalne zalewani produkcją z zewnątrz - mówi Czaja.

Mechanizmy gospodarki wolnorynkowej takie jak konkurencyjna cena, jakość produktu zaczynają jednak ustępować interwencjom administracyjnym w sytuacjach kryzysowych niewiadomego pochodzenia. Przykładem wzbudzającym najwięcej emocji w ostatnich miesiącach jest sprawa Afrykańskiego Pomoru Świń (ASF). W odczuciu polskich rolników środki zapobiegawcze zastosowane przez Ministerstwo Rolnictwa uderzają w polskich producentów wieprzowiny, a nie mają uzasadnienia w skali zjawiska.

- Po pomorze świniskim widać, że nie tylko chodzi o jakość. Można domniemywać, że wielki biznes posługuję się jakimiś fortelami. Jeśli spojrzymy na wieprzowinę ASF, gołym okiem widać, że w żadnej chlewni nie było wirusa. Znaleziono dwa dziki i to jednego zamrożonego. Wybuchła jednak wielka afera, na której tracą rolnicy - podkreśla Herbert Czaja.

- Zaskakująca jest również nadgorliwość naszych urzędników. Powoduje ona, że robimy potężne kilkudziesięciokilomterowe strefy zakazu produkcji wieprzowiny. Powinno się skończyć na małym, kilkukilometrowym obszarze. Poza tym, minister rolnictwa nie potrafi negocjować w sprawie odszkodowań. Spadają ceny rynkowe. Rolnikom płaci się 3,50 za kg trzody, taka cena była 10 lat temu - dodaje szef Izby Rolniczej w Opolu.

Środowisko rolnicze uważa, że coraz większą na rynku żywności odgrywa sterowanie opinią publiczną. Bardzo łatwo jest wzbudzić psychozę i strach. Mamy z tym do czynienia w przypadku ASF. - Wirus nie zagraża ludziom i nie jest w stanie przenieść się na człowieka, jest zagrożeniem tylko dla hodowli. Taki pomór był już na terenie Polski i mimo prymitywnych metod zapobiegania rozptrzestrzenianiu oraz niewielkiej wiedzy weterynaryjnej, udało się zwalczyć wirus w skali jednej wioski - przypomina Czaja.


Prezes Izby Rolniczej w Opolu pozytywnie ocenia interwencję Copa-Cogeca na rynkach wieprzowiny i wołowiny. - Dobrze, że organizacje rolniczę zaczynają mówić, że jest coś nie tak. Są duże braki w ideologii proeuropejskiej. Jeszcze przed akcesją wszyscy wiedzieli, że Europa produkowała 20 procent żywności więcej niż zamierzała skonsumować. Teraz mając jeszcze nasze nadwyżki żywności, Unia nie potrafi tego sprzedać na zewnątrz. Słabość pokazał minister Stanisław Kalemba, który dał się ograć jeśli chodzi o ASF. Z kolei Marek Sawicki myślał, że będzie mógł wywojować odszkodowania dla stref. Unia powiedziała: „tak”, ale tylko dla strefy zagrożonej ale już nie buforowej. Podejrzewam, że przedstawiciele i urzędnicy z Brukseli też są ogrywani przez świat. W tej rozgrywce nie przegrywa tylko hodowca, ale rówież konsument. Wszyscy na tym tracą - podsumowuje Herbert Czaja.


Tagi:
źródło: