Kategorie
Zobacz również tu
-
2024-05-03
-
Historycznie niskie bezrobocie w marcu
2024-05-03 -
MKiŚ o nowym podatku od aut spalinowych
2024-05-01 -
Grupa robocza „Owoce i warzywa”
2024-04-30 -
Na stacjach paliw ceny pozostają stabilne
2024-04-30
Poznaj produkty
-
System Nadwozi Wymiennych KOMBO
2013-06-10 -
Lampy sygnałowe RE0640
2011-12-14 -
PRZYCZEPY DL AGROMASTER Agromarket
2020-06-30 -
AGREGAT UPRAWOWY Z WAŁEM DOCISKOWYM 3,2 M
2013-12-29
Powiatowe dyktando z Reymontem
W piątkowe przedpołudnie 21 czerwca 2013 roku w Gimnazjum Publicznym im. Wł. St. Reymonta w Kłodzku, po raz pierwszy odbył się Powiatowy Konkurs Ortograficzny Stowarzyszenia Bibliotekarzy Polskich o Złote, Srebrne i Brązowe Pióro Wójta Gminy Kłodzko. Jego organizatorami byli Biblioteka Publiczna Gminy Kłodzko, Zarząd Kłodzkiego Koła SBP oraz Gimnazjum Reymontowskie.
Tak brzmiał tekst dyktanda:
„Burza”
A w Lipcach prażyło już bez mała miesiąc. Im bliżej do żniw, tym mocniej żarzyło się słońce, że już w dzień nie sposób było pokazać się w polu, a noce również nie przynosiły ochłody. Martwili się tym lipczanie niezmiernie. Z nadzieją spoglądali w górę, czy nie zbiera się na deszcz, ale niebo wciąż było bez chmur, całe jakby w szklanej, jasnoróżowej pożodze, a słońce zachodziło czyściuchne i nieprzesłonięte choćby najlżejszym obłoczkiem. Niechby choć lekka mżawka schłodziła ten ukrop! Niepodobna było zmrużyć oka. Aż w końcu przyćmiło się nagle słońce i zmętniało, jakby ktoś rzucił w nie garść popiołu. Sponad chmur zahuczało, jakby stado ptactwa rozłożystymi skrzydłami, a napęczniałe ciemnogranatowe obłoki opuszczały się coraz niżej. Wszystko przycichło i znieruchomiało. Dzikie ptactwo: piegże, kszyki, jerzyki i gżegżółki zaszyły się w gęstwinie.
Zahurkotały dalekie grzmoty, zerwał się krótki wiatr, po drogach wznosiły się skłębione tumany, słońce rozlało się jak żółtko w piasku, ściemniało gwałtownie i na niebie pojawiły się błyskawice.
Naraz słońce zgasło i rozszalała się taka zawierucha, że lały się strugi deszczu, biły pioruny, grzmoty nie rzadko, ale często przewalały się po niebie. Gdzieniegdzie łamały się gałęzie, a wicher wyrywał z ziemi krzewy jeżyn.
Dziewięćdziesięciodziewięcioletni dąb przełamał się z hukiem wpół.
Burza trwała może z godzinę, aż zboża się pokładły i rzeki spienionej wody pociekły drogami.
Przerażona zwierzyna czmychnęła w głąb lasu. Przepiórki jakby złotem oprószone, jeże, rude wiewiórki, nieopierzone jaskółki, różnobarwne bażanty i szare kuropatwy szukały schronienia przed burzą i czyhającym zagrożeniem.
Wtem w środku wsi buchnęły płomienie i w mgnieniu oka cała wójtowa stodoła stanęła w ogniu. Kto tylko mógł, leciał do pożaru. Na próżno jednak się trudzili, żywioł pochłonął wszystko. Burza już się przetoczyła na bory i lasy, powietrze było rześkie i chłodnawe, ludzie zaś wychodzili równać wyrwy i naprawiać szkody.
Pogoda nie pogoda, pracować trzeba!