| Autor: mikolaj

Prof. E. Makosz: Embargo zmusiło do szukania nowych rynków i te rynki znaleziono

Rosyjskie embargo dotknęło cały sektor branży ogrodniczej. Jednak najbardziej dotknęło ono polskich sadowników, gdyż wprowadzone przez naszych wschodnich sąsiadów zakazy zmieniły sytuację na krajowym rynku jabłek. Polski rząd, a przede wszystkim przedstawiciele Ministerstwa Rolnictwa i Rozwoju Wsi oraz Ministerstwa Spraw Zagranicznych w ciągu ostatnich kilkunastu miesięcy prowadzili działania zmierzające do znalezienia nowych rynków zbytu dla polskich jabłek. W przedsięwzięcie to aktywnie włączył się także Związek Sadowników RP, Unia Owocowa oraz przedstawiciele największych grup producenckich z całego kraju.

Prof. E. Makosz: Embargo zmusiło do szukania nowych rynków i te rynki znaleziono
A.R.: Czyli, według Pana, przed sadownikami kolejne wyzwanie. Otworzyły się nowe rynki zbytu, trwa praca całego segmentu nad poprawą jakości. Wszyscy ci, którzy chcą zarabiać i chcą utrzymać się w tym biznesie, nie zastanawiają się czy zwiększać nakłady, czy poprawiać jakość – po prostu to wykonują. Ale czy uda nam się utrzymać w dłuższej perspektywie współpracę z tymi kontrahentami z nowych rynków?
 
E.M.: Jest jeden bardzo ważny czynnik, który nam gwarantuje, iż na  tych rynkach się utrzymamy. Nawet gdybyśmy podnieśli jeszcze koszty, to i tak będą niższe niż w pozostałych krajach, z którymi konkurujemy. Absolutnie! Oczywiście nie wiem czy kurs złotego się utrzyma, jak szybko wzrastać będą koszty pracy w naszym kraju, jednak jeśli nawet trochę się podniosą, to i tak mówię naszym sadownikom: Spokojna głowa! Szybko wykorzystujcie czas, dopóki go macie! Póki co jesteśmy absolutnie bez konkurencyjni. Wszyscy pozostali, zwłaszcza Włosi, nasz największy konkurent z zazdrością patrzą na nas. Produkują jednak jabłka wyższej jakości. Dzięki temu eksportują na te nowe rynki zbytu 180 tys. ton, my tylko 20. Prawdopodobnie za 2-3 lata eksport zwiększy się do 50 tys. ton, a nawet może osiągnie wartość 100 tys. ton. Ale do wysłania mamy milion ton jabłek. A produkcja stale rośnie. 500 tys. ton musimy eksportować na wschód, aby móc uzyskiwać ceny za deserowe jabłka. W innym wypadku sprzedamy owoce jako przemysłowe. Tu jest to ryzyko. Poza tym ważnym rynkiem są kraje Unii Europejskiej. Tutaj przede wszystkim trzeba szukać zbytu. Na razie w UE sprzedajemy 280- 300 tys. ton. A można sprzedać więcej. Musimy zrobić tylko dwa drobne kroki – poprawić jakość i zmienić odmianę. Będziemy wtedy bezkonkurencyjni również na rynku Unii Europejskiej, damy sobie z Włochami radę. Bo już nie mówiąc o krajach zachodniej Europy czy krajach zamorskich, to oni z nami nie wygrają, bo ich koszty transportu są wysokie i wyższe koszty produkcji. Ja na sytuację polskiego sadownictwa patrzę optymistycznie. Oczywiście pod warunkiem, że sadownicy szybko będą poprawiali jakość i zmieniali odmiany. Więcej odmian jednokolorowych, zwłaszcza koloru czerwonego! A my mamy póki co tych wszystkich odmian jednokolorowych tylko około 15-20% w całej produkcji. A Włosi aż 80%. No więc, widzi Pani, gdzie my jeszcze jesteśmy, ile jeszcze jest do zrobienia. Ale nasi sadownicy, wie Pani, czym się cechują? To są ludzie, którzy potrafią szybko patrzeć i zrobić, więc świetlana przyszłość przed nimi. Musimy tylko chcieć, a wydaje mi się, że chcemy, dlatego powinno nam się udać.
 
A.R.: Dziękuję za rozmowę.


Tagi:
źródło: