| Autor: mikolaj

Polska coraz bardziej atrakcyjna dla imigrantów

W najbliższych wyborach do Parlamentu Europejskiego silną pozycję mogą zdobyć przeciwnicy napływu pracowników, zwłaszcza z krajów tzw. nowej Unii. W dłuższej perspektywie kierunki migracji mogą się jednak zmienić i także Polska stanie się krajem atrakcyjnym dla imigrantów. Jak podkreślają ekonomiści, migracje są korzystne zarówno dla krajów, z których pochodzą emigranci, jak i dla tych, które przyjmują imigrantów, a europejska gospodarka potrzebuje większej mobilności pracowników.

Polska coraz bardziej atrakcyjna dla imigrantów
Przepaść na rynku pracy jest w Polsce spowodowana szybkim starzeniem się społeczeństwa. Migracje nie stworzyły tego problemu, ale bardzo go zintensyfikowały. To, że ludzie wyjeżdżają, nie jest problemem; problemem jest to, że macie społeczeństwo, w którym spodziewana długość życia znacząco się wydłużyła, a liczba dzieci na jedną kobietę spadła. To nie jest tylko polski problem – twierdzi ekonomista z IESE Business School.

Kurcząca się liczba osób aktywnych zawodowo sprawia, że firmy są zmuszone oferować im lepsze warunki. To w połączeniu z relatywnie łagodnym przebiegiem kryzysu w Polsce (w porównaniu do państw strefy euro) oraz szybszym ożywieniem może sprawić, że coraz więcej obcokrajowców będzie chciało osiedlić się w Polsce.

Polska stała się nie tylko źródłem migracji do innych krajów Unii Europejskiej, można też zauważyć, że do Polski zaczynają napływać imigranci. Tak dostosowuje się rynek, to proces rynkowy. Gdy ludzie wyjeżdżają, to wzrastają pensje, gdy wzrastają pensje to sygnał dla innych, by tam właśnie jechali. Od przystąpienia Polski do Unii Europejskiej PKB wzrosło z poziomu 30 proc. średniej unijnej do 60-70 proc. To spowoduje w końcu, że wielu imigrantów będzie się decydować na to, by zostać w Polsce – przewiduje prof. Pedro Videla.

Według prof. Videli 15 tys. euro PKB w przeliczeniu na 1 osobę jest szacunkową granicą między grupami krajów, które wysyłają i przyjmują migrantów. Dla Polski ta statystyka wyniosła w 2013 r. 8,6 tys. euro (bez uwzględnienia parytetu siły nabywczej, czyli różnic w poziomie cen). Dla porównania PKB na osobę w Hiszpanii wyniósł w tym samym roku 20,1 tys. euro, a w Portugalii – 14,3 tys. euro. Ekonomista z Katalonii zaznacza, że umowna granica 15 tys. euro ma znaczenie w dłuższym okresie, bo silne wahania koniunktury mogą przejściowo mocniej oddziaływać na migrację.

– W Hiszpanii mieliśmy gigantyczny wzrost liczby przybyszów. Teraz, gdy gospodarka jest w recesji, ludzie znów zaczęli wyjeżdżać. W ciągu ostatnich dwóch lat wynik netto dla Hiszpanii jest ujemny. Więcej ludzi wyjeżdża za granicę, niż do nas przyjeżdża. To samo dzieje się w Irlandii, Portugalii i Grecji. Jeśli więc mówimy o trendach długoterminowych, to pamiętajmy, że to również dzieje się w cyklach. Sytuacja się zmienia w krótkim okresie, ale gdy gospodarka Hiszpanii zacznie rosnąć, znów będziemy przyjmować imigrantów – prognozuje Videla.

Prawdopodobieństwo powrotu emigrantów do Hiszpanii (lub napływu nowych) jest znacznie większe niż np. powrotu Polaków z Wysp Brytyjskich i Niemiec. PKB na osobę w Hiszpanii według parytetu siły nabywczej to 96 proc. średniej UE, podczas gdy w Polsce jest to 67 proc. – wynika z danych Eurostatu. Choć w Europie wciąż są widoczne silne różnice w poziomie rozwoju, to migracja jest znacznie mniejsza, niż mogłaby być ze względu na różnice językowe i kulturowe. Mimo wzrostu zakresu regulacji UE takie kwestie jak np. polityka socjalna są regulowane na poziomie narodowym, co także może hamować przepływ pracowników.

Są dziedziny i umiejętności, w których w Polsce brakuje specjalistów. Jeśli zauważę, że profesor ekonomii w Polsce zarabia więcej niż w Hiszpanii, to zapytam moich kolegów, czy może nie warto byłoby wyjechać. Ale kwestie ekonomiczne to tylko część problemu. Są jeszcze inne czynniki, które muszą być sprzyjające, na przykład język, kwestie polityczne i socjalne. Dlatego musimy pracować nad usunięciem tych przeszkód, bo migracje oznaczają zyski i są dobre zarówno dla krajów wysyłających, jak i przyjmujących – uważa ekonomista z IESE Business School.


Tagi:
źródło: